środa, 24 października 2007

Biegnę na autobus... Za późno. Marznę na przystanku... Wpadam do biura... Wszystko mnie irytuje ... Kawa... Telefon... Podpisuję... Rozmawiam... Kolejny telefon... Odbieram pocztę... Wypisuję zlecenia... Gadam przez telefon... Użeram się przez telefon... Zostaję po godzinach... Biegnę do mamy- tak dawno się nie widziałyśmy. Już jestem spóźniona, a nie cierpię niepunktualności. Pokonuję schody, pukam.
.
Otwiera Mama- moja maleńka Mama. Przytulamy się. Rozszalałe od pędu serce zwalnia, uspokaja się, zupełnie jak noworodek, położony tuż po urodzeniu na piersi matki. Ciepła herbata, zapach domu. Pędzące atomy mego ciała zaczynają znowu układać się w całość, zbieram pogubione myśli, kojące słowa oplatają mnie jak pajęczyna. Zatrzymuję się i chłonę żarliwie ten spokój. Mój świat wraca na swe powolne tory, ukaja jednostajnym stukotem serca. Teraz znow czuję, że żyję, że jeszcze się nie zgubiłam.

2 komentarze:

  1. Przyjdzie taka chwila, kiedy stwierdzisz, że żyjesz zbyt wolno i tej intensywności zabraknie. Pęd jest bardzo denerwujący, ale wciąga jak narkotyk. Pożera cię do reszty, nie daje spać, ale napędza ... na chłodno, na spokojnie nie daje się myśleć. Twórczość jest szalona, szybka... nie cierpi zwłoki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety momentami mam wrażenie, że już zaczynam wpadać w taki wir. Praca, próba, granie. Gonię 6 dni w tygodniu, a siódmy odsypiam do wieczora. Tydzień zmyka przed oczyma, poziom adrenaliny nie spada. Tylko czy to mi przeszkadza? Wcale. Tylko czasami potrzebuję chwili wytchnienia.

    OdpowiedzUsuń