poniedziałek, 31 marca 2008

Chwile niezapisane giną w niebycie, zacierają się w pamięci. A tyle warte byłoby przypomnienia. Choćby ostatni koncert w Famie, gdzie znajomi dali niezwykły muzyczny popis, a wśród publiki spotkałam wiele od dawna nie widzianych twarzy. I stwierdzenie koleżanki, że "noszę życie w depozycie". Strasznie mi się spodobało.
.
Pożeram "Annę Kareninę". Kiedyś, w latach młodzieńczych, zdegustowa porzuciłam lekturę po kilku pierwszych rozdziałach. Widocznie trzeba dojrzeć do klasycznych, epickich powieści.
.
Maluszek daje o sobie znać- przewraca się i sygnalizuje swoje istnienie delikatnym trzepotaniem. Szkoda tylko, że na razie zbyt słabo, by poczuł je zniecierpliwiony juz tatuś. A ja czuję jak z rana Maleństwo przeciąga się i przeciera oczy, a wieczorem mości do snu. Słuchamy sobie muzyki, tańczymy, czytamy, a nawet jeździmy autem- a wszystko to razem, połączeni nierozerwalnie na te 9 miesięcy. Podoba mi się ta niezobowiązująca bliskość i cisza między nami. Między nami... . Hmm, wszystko w końcu zaczyna nabierać realnych kształtów.

piątek, 21 marca 2008




Zainspirowana filmem "Złoty kompas" nakręconym na podstawie pierwszej części trylogii Philipa Pullmana "Mroczne materie", postanowiłam sięgnąć po kolejne części- tym razem w formie pisanej. Po pierwsze dlatego, że zawsze wolę najpierw przeczytać niż obejrzeć, a po drugie dowiedziałam się, że ze względu na dość marny wynik finansowy, realizacja dwóch kolejnych części filmu stoi pod dużym znakiem zapytania. A szkoda. Bo choć daleko "Mrocznym materiom" do "Władcy pierścieni" Tolkiena, jak to przyrównywali zarówno wydawcy, jak i krytycy filmowi, autor potrafił stworzyć świat pełen magii i ciekawych bohaterów. Jednakże w warstwie literackiej da się odczuć, że trylogia Pullmana kierowana jest do znacznie młodszego odbiorcy. Myślę, że jakieś 15 lat temu czytałabym je z wypiekami na twarzy, i choć teraz też dostarczyły mi sporo rozrywki, daleko im do niezwykle rozbudowanego i skomplikowanego świata małego Hobbita.
.
Co zaskakujące natomiast w "Mrocznych materiach", to niezwykle odważna rozprawa autora z Kościołem, hierarchami i klerykami, a także z Autorytetem, który jak się okazuje uzurpuje sobie miano Boga, chociaż wcale nie stworzył świata, a jedynie przekonał ludzi o swojej boskości. Oczywiście w wersji filmowej, uładzonej dla przeciętnego odbiorcy i chyba bardziej dla świętego spokoju i większej oglądalności, mała bohaterka Lyra walczy z tajemniczą Magistraturą, a nie Kościołem.
.
Akcja rozgrywa się w wielu równoległych światach, których mieszkańcy nieraz znacznie różnią się od siebie, ale przyświeca im ten sam cel- pokonanie władzy fałszywego Autorytetu żądającego coraz większej ilości ofiar od swoich zagorzałych wyznawców. Nie będę zdradzać fabuły ani zakończenia, bo warto samemu zatopić się w ten dziwny, wielowymiarowy świat, gdzie dobro musi zwyciężyć zło, ale jak to w życiu bywa, zwycięstwo okupione jest cierpieniem i ogromnym poświęceniem. Miłej lektury!

wtorek, 18 marca 2008

piątek, 14 marca 2008

Udało się! Egzamin za prawo jazdy zdany za pierwszym podejściem. Oczywiście nie obyło się bez cichej pomocy egzaminatora, wyjątkowo sympatycznego i pozytywnie nastawionego do świata. Ale jak to bywa, oprócz umiejętności i talentu w życiu liczy się także łut szczęścia, który to wszystko spaja w sukces. Jestem z siebie dumna- bez dwóch zdań.
.
Ale to nie koniec wczorajszych niespodzianek- Maleństwo wreszcie dało o sobie znać! Wieczorem, gdy przłożyłam rękę do podbrzusza, poczułam trzy kopnięcia. Mam nadzieję, że to był gest zadowolenia z okazji wspólnie zdanego egzaminu. Wszak chcąc, nie chcąc, razem ze mną stresowało się również Maleństwo.
.
A dzisiaj? Dzisiaj zauważyłam ogromne pąki na gałęziach bzu. I choć zacinał deszcz, bezlitośnie rozmazując mi tusz do rzęs, w zasadzie nic już nie zmieni mojego wiosennego nastroju.

środa, 5 marca 2008

W moim świecie coraz optymistyczniej, więc ponury Monet ugrzązł w komputerowym śmietniczku, a różowo, przaśnie i smakowicie wita mnie jabłkowa fantazja. Może to dlatego, że ostatnio pożeram je w sporej ilości i ciągle mam ochotę na szarlotki? A może dlatego, że właśnie takie rozmiary zaczyna przybierać moja macica?