niedziela, 14 lutego 2010

Inna

W piątek przefarbowałam włosy. 
Pierwszy raz w życiu. 
Zmiana dość drastyczna- z blondu na rudy. Strach przed wizytą u fryzjera, podekscytowanie. Zupełnie jakby to była decyzja ważąca o mym życiu. Ale tak to jest gdy, nigdy wcześniej nie robiło się czegoś takiego. 
A ja musiałam to zrobić. Dla siebie. Dla podkreślenia, że się zmieniłam.
I czuję się z tym świetnie!

piątek, 12 lutego 2010

Diane Birch

A jednak może dziś być pięknie! Bezpretensjonalnie, ciepło ... .
Po prostu Diane Birch.



Mus!

Zmuszam się! 
Zmuszam się, żeby tu napisać! 
Zmuszam się, żeby tu napisać, bo w głowie mam biało, tabula rasa, myśli uciekają ciurkiem, nie zostają mi żadne pomysły.W głowie mam zimę, szarości, białości zaśnieżone!
W pracy mam telefony, telefony, telefony w mojej głowie.
Szukam chwili dla siebie.

sobota, 6 lutego 2010

The Blind Side

Film o tym, że można, że trzeba i że nie łatwo jest pomagać. Prawdziwa, wzruszająca i mega optymistyczna historia ze świetną Sandrą Bullock w roli głównej. Uwielbiam filmy, po których obejrzeniu zostaje mi na twarzy uśmiech.

Pierwsze sushi maki


Tarta z jabłkami




Przepis White Plate

czwartek, 4 lutego 2010

Ot, śniadanie

Dzisiaj, z przyczyn o których rozpisywać się nie będę, pierwszy raz od czasów niepamiętnych zjadłam śniadanie. Śniadanie w domu, śniadanie w ciszy, śniadanie wręcz kontemplacyjne. Lekkie, syte, wprowadzające w błogi nastrój, dające optymizm na cały dzień. Nic wielkiego- chleb razowy ze szczypiorkiem i sałatą, kilka pomidorków koktajlowych i idealne jajko na miękko. Kawa z obowiązkowym mlekiem. Cisza, spokój. Każdy kęs smakowity, powolny.
Tęsknię za takimi porankami.

Tęsknię, choć jednocześnie przecież czuję się jak ryba w wodzie w tym pędzie, szaleństwie, gonitwie. Czasem tylko potrzeba takich chwil tylko dla siebie. Teraz po prostu trzeba na nie polować- nie są dane na zawołanie.

środa, 3 lutego 2010

Avatar

Od miesiąca zabite kino, rezerwacje na tydzień przed seansem ...  trochę trzeba było poczekać, zanim nam, wybrednym, udało się zdobyć bilety na środku sali. I tak żeśmy wczoraj wieczorem dotarli  na "Avatara".

"Avatar" to pierwszy film w 3D jaki oglądałam. Z minusów z filmem zupełnie niezwiązanych to niewygodne okulary- zsuwały mi się z nosa, co pewnie związane było z intensywnym przeżuwaniem niewyobrażalnej ilości popcornu. Jeśli chodzi o wrażenia z filmu to pozytywne- bardzo, bardzo! Niejednokrotnie zakręciło mi się w głowie, bo odczucia, zwłaszcza wysokości, były niezwykle realne. Fabuła, jak fabuła- w sumie nic nowego. Rewolucyjna była tutaj przecież technika stworzenia tego filmu. Pomimo dość późnej pory i mojej tendencji do zasypiania nawet na najbardziej fascynujących filmach, na Avatarze do końca udało mi się zachować trzeźwość umysłu. I tyle o filmie za 240 mln dolarów :)

poniedziałek, 1 lutego 2010

Drink(owanie)

Tequila Bum Bum

Kieliszek- pół na pół tequila i sprite. Przykryć to podstawką pod piwo, energicznie uderzyć kilka razy kieliszkiem w stół wykrzykując na całą ziapę " Tequila BUM BUM" !!! i wypić resztę, która pozostała w kieliszku (płyn lubi się rozpryskiwać).
Pycha!