Cmentarz. Podążam z wiadrem i mopem sprzątnąć rodzinne pomniki. Liczne babcie i dziadkowie, podobnie wyekwipowani, spełniają doroczny rytuał. Wspólnie, to może zbyt dużo powiedziane. Dziadkowie okupują ławeczki poczytując prasówkę, babcie ze szmatami uwijają się na pomnikach, pod pomnikami, przed i za (dlatego właśnie, naszła mnie refleksja, kobiety żyją dłużej). Zadziwia mnie bogactwo powystawianych nagrobków. Ale właśnie, raczej pomników, a nie nagrobków. Pysznią się marmury, chińskie i hiszpańskie, fantazyjnie wykute, wygrawerowane. Jakby od tego zależeć miało gdzie w kolejce do nieba stać będzie nieszczęśnik przywalony tą kupą kamieni. A ja bym chciała leżeć pod drzewem w lnianym worku. Chciałabym sie stać częścią natury, bo nie wierzę, że po smierci dostanę skrzydeł i odlecę do nieba. Taka dosadna Wielkanocna refleksja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz