poniedziałek, 19 listopada 2007

Godzina 16. Zmrok zapada w zastraszającym tempie. Trzecia jazda. Wsiadam. Siedzenie- przysuwam. Sprawdzam zagłówek. Zapinam pas. Włączam silnik, światła, zwalniam ręczny, wycofuję. Na razie całkiem zgrabnie. Wjeżdżam na ruchliwą ulicę. Szalony instruktor każe skręcać w lewo. A ja patrzę zdumiona na tę feerię barw i świateł wokół mnie. Mruga, miga, błyszczy, rozmazuje się, intensywnieje, rozkojarza. Ciemne powietrze drży od światła. Zielone, czerwone, pomarańczowe, błyszczą karoserie, lusterka, szum, szaleństwo.... Samochód zgasł. A tak byłam dumna, że podczas pierwszych jazd ani razu mi się to nie zdarzyło. Sukces wymaga poświęceń- przełykam gorzką pigułę, nie ma czasu na refleksję, bo trzeba do przodu, bo wszyscy pędzą. I dzisiaj z ręką na sercu mówię, że podziwam moją młodszą siostrę- lat 23, staż kierowcy lat 5. Mam nadzieję, że kiedyś jej dorównam.

2 komentarze: