Pająk w domu oznacza szczęście. Taki sobie przesąd, który kultywuję, a co za tym idzie, przynajmniej jedną pajęczynę mieć muszę. Można to zwalić na karb mojego lenistwa, ja to jednak tłumaczę wiarą w zabobony. No więc mój szczęśliwy pajączek zadomowił się w rogu łazienki, tuż nad prysznicem. Jest dość mały, drepcze na chudziutkich nóżkach i tak sobie wyobrażam, że to musi być pajęczyca. Uwiła sobie przytulne, niezawielkie gniazdko i tak sobie z nami po cichu rezyduje.
.
Wczoraj gdy brałam wieczorny prysznic, mozolnie wspinała się po swojej pajęczej nici, uciekając zapewne lękliwie przed moim czujnym okiem. Po chwili któraś z kilku nóżek musiała jej się omsknąć z cieniutkiej niteczki, bo skulona spadła szybciutko kilkanaście centymetrów w dół. Szczęśliwie zdołała się jednak uchwycić w ostatniej chwili końca delikatnej wici, tym samym ratując siebie przed niechybną śmiercią w potokach mydlanej wody. Przycupnęła na momencik, łapiąc pewnie oddech po tym zatrważającym przeżyciu, a potem pomknęła do swego bezpiecznego domku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz