.
Sobotni koncert Anny Marii Jopek to jedno z fajniejszych artystycznych wydarzeń jakie dane mi było ostatnio zobaczyć. Chociaż obawiałam się, że kino nie jest zbyt dobrym miejscem na koncert artystki kojarzącej mi się raczej z małymi scenami, umiejętnie przygotowane oświetlenie pozwoliło na stworzenie bardzo kameralnej, a nieraz intymnej atmosfery. Zastanawiałam się jaki będzie wybór repertuaru- czy będą to w większości utwory z ostatniej płyty "ID". Okazało się, że Jopek, która ostatnio gościła w Białymstoku na koncercie jakieś 8 lat temu, postanowiła przedstawić piosenki z płyt, które powstały przez ten okres czasu, ku uciesze oczywiście publiczności. Było więc coś z "Nienasycenia", "Upojenia", płyt "Farat" i "Niebo", a na powtórny bis i zakończenie konceru- zupełny powrót do początku kariery i utwór "Ale jestem".
.
Czytając o koncertach Anny Marii Jopek dowiedziałam sie, że są to bardzo często zupełnie nieprzewidziane wycieczki muzyczne, ale jeśli gra się w takim składzie, nie sposób nie bawić się muzyką. Zresztą koncert jest od tego, by odejść nieco od zaprezentowanych na płycie wersji piosenek, poeksperymentować, zadziwić i zachwycić słuchacza. Tak było i tym razem, choć jak przyznała AMJ, zespół postanowił zaprezentować białostockiej publice także "jakieś" piosenki. Całe szczęście dane nam było usłyszeć solówki Marka Napiórkowskiego i Roberta Kubiszyna, a także świetnego perkusisty Pawła Dobrowolskiego. Widać było, że cała czwórka zna się od wielu lat i nie jedno wspólne, muzyczne przeżycie za nimi. Świetnie się rozumieją i uzupełniają. Atmosfera była niezwykle kojąca i nastrojowa, muzycy rozluźnieni i w świetnej formie, co tylko nadało koncertowi lekkości. Było to niezwykłe spotkanie muzyczne, pełne naprawdę dobrej energii i udanej improwizacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz