Mam dość swojego dresiarstwa. Całe szczęście ogranicza się ono jedynie do domowych pieleszy, ale już tak zalazło mi za skórę, że na każde wyjście z domu stroję się jak stróż na Boże Ciało. Nienawykła do kilkumiesięcznego "domostwa" z nabożnością korzystałam z użyczonego mi na tydzień samochodu, który wreszcie pozwolił mi na chwilową niezależność. Mały do fotelika, mamuśka za kierownicę i hulaj dusza. Jaka szkoda, że właśnie dzisiaj kończy się moja wolność, bo autko muszę zwrócić.
.
Tymczasem Dominik przechodzi fazę "wlepiania się" w co ciekawsze domowe przedmioty. Minutami potrafi obserwować wiszący w salonie obraz mieniący się różnokolorowymi barwami, podwieszony na suficie projektor skutecznie odrywa go nawet od "paśnika", nie wspominając już o grającej karuzeli przy łóżeczku. Nieraz też wzrusza mnie do łez wybuchami śmiechu i swoim guganiem. Z tygodnia na tydzień zmienia się, po troszeczku, a jednak znacząco. Coraz pulchniejsze ciałko, coraz dłuższe okresy czuwania, coraz większe zainteresowanie otaczającym go światem. Regularne pory karmienia zaowocowały przesypianiem w nocy 5-6 godzin, co znacznie poprawia mi humor. A wczoraj ku uciesze rodzinnej starszyzny Dominik został przyjęty do zaszczytnego grona chrześcijan. Mazany świętymi olejami i polewany wodą, Dominik spał sobie w najlepsze, zupełnie nieprzejęty doniosłością chwili. Może po mamie odziedziczy chroniczny agnostycyzm?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz