piątek, 14 sierpnia 2009

Porwać się tylko

Dzisiaj w drodze do pracy, w Trójce Mann i jego prognoza pogody:
" będzie wiatr, który może się porwać na porywistość".
.
A tak ogólnie, to się zagubiłam... . Zbyt wiele złej energii i negatywnych myśli, zbyt wiele złośliwych, jadowitych słów wypowiedzianych i usłyszanych. Orbituję daleko od idealnego obrazu związku. Zamyślam się nad rozwiązaniem, nad drogą, którą trzeba pójść. I marnuje się sierpień.
Bez sensu ...

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

The dumbing down of polish TV

Rzadko ostatnimi czasy włączam telewizor. W zasadzie najczęściej rano, kiedy to z porankiem TVN24 zaczynam dzień. Wolę wypożyczyć film, przeczytać książkę, posłuchać muzyki. Ale czasem, tak jak wczoraj, zdarza mi się przeskoczyć po kanałach. A nóż będzie coś ciekawego. I takim sposobem zatrzymałam się na Zielonogórskim Kabaretobraniu w telewizji Polsat.
.
Ponieważ uwielbiam Kabaret Moralnego Niepokoju, który był jednym z głównych gości programu, a poza tym całość prowadził Piotr Bałtroczyk, więc postanowiłam poświęcić część wieczoru na kabaretową rozrywkę. Pierwsze dwie części (poprzedzielane blokami przydługich reklam, od których już zdążyłam się odzwyczaić) były zabawne i w zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Z kolei ostatnia część, która rozpoczęła się tuż po godzinie 21 zaskoczyła mnie bardzo, i to niestety negatywnie. Szczerze mówiąc to wraz z L. zastanawialiśmy, czy dobrze słyszymy, co i rusz bowiem w skeczach i żartach pojawiały się niesceniczne, a już tym bardziej nie telewizyjne słowa. Kurwa, dupa, spierdalaj... . Żeby nie było- zdarza mi się przeklinać w jeszcze gorszej formie, ale nie w telewizji przed 22. Zresztą chyba żadna pora czasu antenowego na takie wysublimowane słownictwo odpowiednia nie jest.
.
A skoro już jesteśmy na telewizyjnym poletku, to zahaczę jeszcze o Sopockie Hity Lata, które na nasze nieszczęście pojawiły się w państwowej "dwójce". Jakoś nie mogę strawić tej polskiej papki muzycznej- może dlatego, że zwykle słucham trójki, która jest bardziej wymagająca jeśli chodzi o selekcję puszczanych artystów. I to tyle z mego biadolenia na dziś.

piątek, 24 lipca 2009

O tym, że życie gdzieś ucieka

Czuję jak gonię, lecę, pędzę, a zaraz potem zasypiam bez chwili wytchnienia, bez chwili dla siebie. Muszę się zatrzymać choć na moment, nabrać oddechu, pocieszyć się latem, które bezszelestnie mija sobie obok mnie. Nim się obejrzę już pospadają liście. A jesień przecież już zaczyna powoli grozić. Jabłka, które rodzice przywieźli mi na kompocik, niebezpiecznie zapachniały jesienią. Nie daję się zwieść, że dopiero koniec lipca. Za szkolnych czasów przełom lipca i sierpnia był niezwykle niebezpiecznym momentem. Niby dopiero środek wakacji, ale jednak już bliżej niż dalej.
.
Od poniedziałku rozpoczynamy więc urlop- jakoś się udało to wszystko zgrać do kupy, żeby razem, żeby choć kilka dni. Sam na sam ze sobą i Dominiczkiem- pierwsze nasze wspólne wakacje. Na razie zupełnie bez planów, ale na pewno pojeździmy z Dominiczkiem po okolicy starając się jak najbardziej urozmaicić mu tych kilka wspólnych dni. A że dzień zaczął sie ponuro i deszczowo, a nie ma niczego lepszego na taki blues niż dawka dobrej muzyki, zapraszam wszystkich do posłuchania "Twentysomething"- Jamie Cullum. Wsłuchajcie się w tekst- to chyba opowieść o każdym z nas.

After years of expensive education,

a car full of books and anticipation,

I’m an expert on Shakespeare and that’s a hell of a lot

but the world don't need scholars as much as I thought.

Maybe I'll go travelling for a year,

finding myself or start a career.

I could work for the poor though I’m hungry for fame

we all seem so different but we're just the same.

Maybe I'll go to the gym, so I don't get fat,

aren't things more easy with a tight six pack?

Who knows the answers? Who do you trust?

I can't even separate love from lust.

Maybe I’ll move back home and pay off my loans,

working nine to five answering phones.

Don't make me live for my friday nights,

drinking eight pints and getting in fights.

I don't want to get up, just let me lie in,

leave me alone, I'm a twenty something.

Maybe I'll just fall in love that could solve it all,

philosophers say that that’s enough,

there surely must be more. Ooooh

Love ain’t the answer nor is work,

the truth eludes me so much it hurts.

But I’m still having fun and I guess that's the key,

I'm a twenty something and I'll keep being me.

piątek, 3 lipca 2009

Bruno Pelletier

Bruno to właściwie moje odkrycie roku, a zawdzięczam to I.nnej, która wrzuciła pewnego dnia na swego bloga piosenkę "Les Temps des Cathedrales" z musicalu "Notre Dame de Paris", śpiewaną właśnie przez Bruna Pelletier. No i cóż, stało się - miłość od pierwszego przesłuchania. Choć co by nie mówić, Bruno to także kawał niezłego ciacha :)



Après toi, le déluge

Après toi, le désert

J'ai perdu mon refuge

Un morceau d'univers
.

Après toi, le début

D'une période glacière

Un froid presqu'inconnu

Poussière dans la poussière

.

Alors je cherche ailleurs

Un autre monde,
Loin de nos ombres

Loin des décombres

.

Alors je cherche ailleurs

Une autre terre Pour me défaire

Et tout refaire Mais pas la même erreur

.

Après toi le désordre

Le chaos d'un volcan

Il nous reste que des cendres

Des vestiges d'autres temps

.

Après toi le déluge

La pluie sur mon visage

Et le soleil qui refuse

De percer les nuages

.

Alors je cherche ailleurs

Un autre monde, Loin de nos ombres

Loin des décombres

.

Alors je cherche ailleurs

Une autre terre Pour me défaire

Et tout refaire Mais pas la même erreur

.

Après toi le déclin

Comme la fin d'un empire

dont il reste rien

Que des mots pour l'écrire

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Matt Dusk- live in Białystok

Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu i radości, ostatnim koncertem inaugurującym 260-lecie nadania praw miejskich mojemu miastu, był występ Matta Dusku. Kiedy się o tym dowiedziałam, myślałam, że z podekscytowania chyba zwariuję. Wydawało się to niewiarygodne, że w moim mieście będzie można za free posłuchać tego cudnego artysty.
.
Wczorajszy koncert zaczynał się o godz. 21. Popędzałam mojego męża, który jak zwykle ociągał się przed wyjściem ładując sprzęt fotograficzny, baterie, karty itp., chciałam bowiem zająć jak najlepsze miejsce. Koniec końców dotarliśmy na miejsce o 20:45 i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zamiast tłumów pod sceną, zastaliśmy zaledwie kilku ciekawskich. Wiele osób rozsiadło się w sporej odległości od sceny, zajmując ławeczki i schody ogromnego rynku znajdującego się w środku naszego miasta. Szczęśliwa więc jak nigdy, pociągnęłam męża aż pod samą scenę. I tak, w odległości zaledwie 5 metrów od sceny, z niecierpliwością oczekiwałam na rozpoczęcie koncertu.
.
Po oficjalnych przemówieniach zapowiedziano wreszcie Matta Duska, który wszedł na scenę tuż za swoim zespołem. Od razu zaskoczyło mnie, że jak na mężczyznę jest zupełnie niewielki i dużo bardziej chłopięcy niz na teledyskach, które widziałam. Matt zaśpiewał piosenki ze swojej pierwszej i drugiej płyty, dając tym samym świetny koncert, bowiem muzycy, którzy mu towarzyszyli to także artyści nie pierwszej wody. Nie mogłabym sobie darować, gdybym po koncercie nie poszła za kulisy w nadziei na spotkanie Matta. Po godzinie oczekiwania udało się. Drżącym głosem, zupełnie jak podniecona nastolatka wyklepałam coś w stylu "Your show was amazing. Thanks for the music. Here in Bialystok we're simply craving for such good concerts and it was great pleasure listening to You and Your band ...". L. zrobił nam zdjęcie (także kilka podczas koncertu) i taka rozanielona zakończyłam ten wczorajszy cudowny wieczór.
.
Fajnie, że sporo osób przyszło, żeby obejrzeć koncert, choć podobnie jak było z Lurą, większość nie wiedziała czego się spodziewać. Zapewne, żeby grał Feel, rynek pękałby w szwach, a rozentuzjazmowany tłum wyrywał by sobie włosy z głowy, ale i tak sporo osób odnalazło ogromną przyjemnośc w słuchaniu tej wymagającej muzyki. Świadczy to tylko o tym, że polski rynek muzyczny i większość stacji radiowych zyskałyby promując artystów grających muzykę bardziej szlachetną niż plastikowy pop i szablonowy rock. Polski słuchacz nie jest bowiem baranem i zna się na dobrej muzyce.
A Wy poradujcie się troszkę Mattem.
.

sobota, 27 czerwca 2009

piątek, 26 czerwca 2009

The King is dead- Long live the King

Głowię się nad początkiem tego wpisu. Każdy wstęp wydaje się bowiem banalny. Tak jest zawsze, gdy ma się do czynienia z czymś wielkim. Brak jest słów, by to ogarnąć. Można jedynie skupić się na małym wycinku, na swoim doświadczeniu, na swoich emocjach. A Michael Jackson był, jest i zawsze będzie kimś wielkim. Stąd tak trudno jest popełnić cokolwiek nie popadając w banał.
.
A Micheala Jacksona słuchało się już w podstawówce. Słuchało się nałogowo (najpierw z pirackich kaset o wątpliwej jakości zajeżdżając Kasprzaka), patrzyło się na jego twarze spozierające z oblepionych plakatami ścian, oglądało jego cudowne teledyski. Te pierwsze nastoletnie zauroczenia muzyczne często, także i w tym przypadku, wiązały się z platoniczną miłością do idola. Bo on taki przystojny, i tak pięknie śpiewa, a jak tańczy ... . Ale kiedy już opadły te niedojrzałe emocje, zaczęła się spoza nich wydzierać prawdziwa fascynacja dla tej genialnej muzyki. Ile razy wzruszała mnie ona do łez, ile razy przechodziły mnie ciarki gdy słyszałam te magnetyczne dźwięki- nie zliczę. To nieśmiertelna, genialna twórczość wielkiego artysty. Świetne aranżacje, rozpoznawalne od pierwszych taktów, niepowtarzalny głos, taniec, nowatorstwo ... . A przy tym niepospolity człowiek, nadwrażliwiec zupełnie nie przystosowany do tego, co go spotkało. Postać kontrowersyjna, któremu zarzucano wiele, ale i kochano bezgranicznie. Człowiek tajemnica, bo choć żył w blasku fleszy, nigdy nie odkrył się do końca. I jaki by nie był Wasz stosunek do tego człowieka, Jego twórczośc jest bezsprzecznie czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym.
Rest In Peace My King.
.


sobota, 20 czerwca 2009

Lura!

I proszę nie mylić tytułu tego posta z nienadającą się do picia kawą, bo chodzi o zupełnie inną, lekkostrawną, acz w żadnym wypadku nie pretensjonalną, słoneczną i niezwykle utalentowaną dziewczynę, z koncertu której właśnie wróciłam.
.
W ramach rozpoczynających się dni Białegostoku, zupełnie niesamowicie, zamiast feelów czy innych markowskich, na koncert rozpoczynający obchody zaproszona została Lura. Cóż za cudowne rozpoczęcie lata! Pomijam fakt, że nieźle lało podczas niemalże całego koncertu, co jednak zupełnie nie zgasiło w publiczności zapału do tańca i radowania się tą niezwykłą muzyką. Ubrana w różową do granic możliwości sukienkę, wyszła Lura i naprzeciw niesprzyjającej aurze, swą charyzmą i pięknym głosem rozgrzała tę północną publiczność, która pewnie w większości po raz pierwszy Lurę na oczy widziała i na uszy słyszała. A że słuchać było czego, bo muzycy akompaniujący Lurze to także niezwykli artyści, to pewnie kilka osób z tłumu zainteresuje się tematem na tyle, by nabyć płytę i poddać się czarowi tej pięknej muzyki.
Co tu gadać, zostawiam Was sam na sam z Lurą.
.
.

Oficjalna strona, a na niej kilka piosenek z nowej płyty.

środa, 17 czerwca 2009

Spóźniony Dzień Dziecka

To zatrważające, że jest już połowa czerwca, a ja od początku roku przeczytałam nieledwie pięć książek, choć tyle mam ich jeszcze w zanadrzu (m.in. dwie zaległe powieści Daniela Silvy, na które z taką niecierpliwością oczekiwałam). Brak czasu, brak czasu, brak sił! A łudziłam się, że jak Dominik sam już zacznie się poruszać po mieszkaniu to będę miała chwilkę wolnego dla siebie! Hehehe! Marzenia! Teraz muszę go pilnować dwa razy uważniej. Dlatego zamierzam wykorzystać na maksa fakt, że dzisiaj Dominik został na dwie noce oddelegowany do Babci Halinki. Poczytam sobie do woli, ogarnę mieszkanie, poleniuchuję bez przymusu ciągłego skupiania się na stale poruszającym się obiekcie wtykającym wszędzie swoje niewielkie, acz ruchliwe paluszki. Prawdzwy Dzień Dziecka!
.
I jeszcze mała dygresja o upadającym poziomie kultury. Kilka dni temu na skrzynkę pocztową mego służbowego telefonu (sieć Orange) przyszedł sms następującej treści:
"Pruknij swoim telefonem. Spróbuj ZA DARMO Piardofona". Cholera, skoro ZA DARMO to może się skuszę?