Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu i radości, ostatnim koncertem inaugurującym 260-lecie nadania praw miejskich mojemu miastu, był występ Matta Dusku. Kiedy się o tym dowiedziałam, myślałam, że z podekscytowania chyba zwariuję. Wydawało się to niewiarygodne, że w moim mieście będzie można za free posłuchać tego cudnego artysty.
.
Wczorajszy koncert zaczynał się o godz. 21. Popędzałam mojego męża, który jak zwykle ociągał się przed wyjściem ładując sprzęt fotograficzny, baterie, karty itp., chciałam bowiem zająć jak najlepsze miejsce. Koniec końców dotarliśmy na miejsce o 20:45 i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zamiast tłumów pod sceną, zastaliśmy zaledwie kilku ciekawskich. Wiele osób rozsiadło się w sporej odległości od sceny, zajmując ławeczki i schody ogromnego rynku znajdującego się w środku naszego miasta. Szczęśliwa więc jak nigdy, pociągnęłam męża aż pod samą scenę. I tak, w odległości zaledwie 5 metrów od sceny, z niecierpliwością oczekiwałam na rozpoczęcie koncertu.
.
Po oficjalnych przemówieniach zapowiedziano wreszcie Matta Duska, który wszedł na scenę tuż za swoim zespołem. Od razu zaskoczyło mnie, że jak na mężczyznę jest zupełnie niewielki i dużo bardziej chłopięcy niz na teledyskach, które widziałam. Matt zaśpiewał piosenki ze swojej pierwszej i drugiej płyty, dając tym samym świetny koncert, bowiem muzycy, którzy mu towarzyszyli to także artyści nie pierwszej wody. Nie mogłabym sobie darować, gdybym po koncercie nie poszła za kulisy w nadziei na spotkanie Matta. Po godzinie oczekiwania udało się. Drżącym głosem, zupełnie jak podniecona nastolatka wyklepałam coś w stylu "Your show was amazing. Thanks for the music. Here in Bialystok we're simply craving for such good concerts and it was great pleasure listening to You and Your band ...". L. zrobił nam zdjęcie (także kilka podczas koncertu) i taka rozanielona zakończyłam ten wczorajszy cudowny wieczór.
.
Fajnie, że sporo osób przyszło, żeby obejrzeć koncert, choć podobnie jak było z Lurą, większość nie wiedziała czego się spodziewać. Zapewne, żeby grał Feel, rynek pękałby w szwach, a rozentuzjazmowany tłum wyrywał by sobie włosy z głowy, ale i tak sporo osób odnalazło ogromną przyjemnośc w słuchaniu tej wymagającej muzyki. Świadczy to tylko o tym, że polski rynek muzyczny i większość stacji radiowych zyskałyby promując artystów grających muzykę bardziej szlachetną niż plastikowy pop i szablonowy rock. Polski słuchacz nie jest bowiem baranem i zna się na dobrej muzyce.
A Wy poradujcie się troszkę Mattem.
.
ZAZDROSZCZĘ!!
OdpowiedzUsuń