Święto Bożego Narodzenia, wskutek duchowych i filozoficznych poszukiwań, już kilka lat temu utraciły dla mnie znaczenie religijne. Są za to niezwykle cenną i celebrowaną przeze mnie tradycją spotkań z bliskimi- ciepłych, nostalgicznych, można by wręcz rzec rytualnych. I wydawało mi się, że już nic wielkiego w tej materii się zdarzy. Tymczasem to w zeszłoroczne święta poinformowaliśmy wszystkich o tym, że do kolejnego świątecznego biesiadowania zasiądziemy już w powiększonym gronie.
.
Nim się obejrzeliśmy minął rok od chwili gdy Dominik był zaledwie pulsującą kropeczką, niesamowitym znakiem zapytania tętniącym życiem w pieleszach mego łona. Pojawił się w naszym życiu i zrozumieliśmy, że od tej pory wszystko zacznie nabierać nowego sensu, odżyją zapomniane uczucia, pojawią się całkiem nowe pokłady emocji. Także święta zmienią troszkę swój charakter, bo trzeba je będzie Dominikowi opakować w szeleszczący papier i przewiązać ogromną kokardką, by poczuł, że są magiczne, choć wielu z nas już dawno o tym zapomniało.
.
Trzeba będzie sobie przypomnieć to oczekiwanie na Mikołaja, to podekscytowanie gdy nagły dźwięk dzwonka do drzwi obwieści jego przybycie. Trzeba będzie sobie przypomnieć radość z ubierania choinki, gdy czekało się na przyniesione z piwnicy kartonowe pudełko z kolorowymi bombeczkami, które z namaszczeniem wieszało się na jodlanych gałązkach. No i to wyglądanie pierwszej gwiazdki, uroczyste zasiadanie do kolacji wigilijnej. Ach, już nie mogę się doczekać, gdy będziemy to wszystko Dominikowi odkrywać. I jaki by nie był nasz stosunek do tego świątecznego szaleństwa, nie można będzie Dominika pozbawić tego niesamowitego, dziecięcego, prawdziwego Bożego Narodzenia, by potem On obdarzył tą magiczną atmosferą dzieciństwo swoich dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz