Weekend w Augustowie- błogie zmęczenie spacerami po deptaku, leniwy odpoczynek i rejs stateczkiem po okolicznych jeziorach. I oby tak częściej. W końcu jakiś quality time spędzony z mężem- bez telefonów, gonienia, mijania się w progu i sypialnianych pieleszach. A do tego wszystkiego rosnący Maluszek, "falujący w rytmie zmierzchu", przeciągający się jak kot w maminym brzuchu, co i rusz dający się we znaki swoim niespokojnym wierceniem. Rozmowy z istniejącym, choć niewidocznym Maleństwem to pierwsza lekcja rodzicielstwa pobudzająca wyobraźnię. Czy rozpoznaje nasze głosy? Czy lubi jak głaszczemy Jego wypinające się drobne ciałko?
.
Powoli i bez wariactw przygotowujemy się na Jego pojawienie się w naszym świecie. Wózek, łóżko, ubrania- to wszystko schodzi na plan drugi przy naszym totalnym braku obycia z dziećmi. Żadne z nas nie posiada w rodzinie maluchów, którymi kiedykolwiek się opiekowaliśmy. Musimy zdać się na te szczątki wiedzy, którą nabędziemy w szkole rodzenia i własny instynkt, którego, mam nadzieję, nam nie zabraknie. I mimo ogromnej tremy niecierpliwie czekamy na to, co zdarzy się pod koniec sierpnia. Prawdziwa Kinder-niespodzianka z przedłużonym terminem konsumpcji :)
Rozpozna głosy i będzie pamiętał do końca swoich dni ...
OdpowiedzUsuń