wtorek, 4 grudnia 2007

Robiąc porządki wśród swoich książek, a raczej przerzucając je po 7 latach z kartonów na półki, które sobie wreszcie zafundowałam, wpadł mi w ręce zapomniany "Powrót z gwiazd" Stanisława Lema. Granatowa okładka z mało wyszukaną szatą graficzną, pożółknięte stronice- wszak to wydanie z 1985 roku podstępnie wykradzione z zasobów bibliotecznych mojej mamy. Pamiętam, że te parę lat temu lekturę odłożyłam nie zakończywszy pierwszego rozdziału. Utknęłam najprawdopodobniej na 25 stronie, gdzie znalazłam zakładkę. I wcale się nie dziwię, bo przebrnięcie przez początek tego tekstu także i teraz było trochę ciężkie. Pierwsze podejście do Lema nie było więc szczęśliwe i chyba dlatego podświadomie omijałam jego książki szeeerokim łukiem. Jednakże warto było tym razem poświęcić chwilę czasu na przyzwyczajenie się do stylu pisania Lema, bo potem pochłonęłam książkę w tempie ekspresowym.
.
Lem podjął dwa niezwykle ciekawe tematy- przede wszystkim praktycznego zastosowania paradoksu Einsteina, mówiąc prościej- paradoksu bliźniaków. Główny bohater- Hal Bregg, wysłany w 10-letnią podróż kosmiczną, wraca na Ziemię, gdzie od czasu jego startu minęło ponad 100 lat ziemskich. Natrafia na zupełnie inny świat i nie są to tylko zmiany, które nastąpiły w kwestiach technologicznych i naukowych. Wskutek betryzacji- zabiegu usuwającego z ludzkiej i zwierzęcej psychiki skłonność do agresji, zabijania, zadawania bólu drastycznie zmieniły się stosunki społeczne.
.
Pomimo fascynujących problemów, jakimi zajął się Lem, czytając książkę czułam niedosyt. Postacie nie były zarysowane wyraziście i czegoś jeszcze niesprecyzowanego brakowało mi do pełni szczęścia.
Zresztą sam Lem niezbyt pochlebnie wyraził się, o napisanej przez siebie książce:
"Razi mnie sentymentalizm tej książki, krzepa bohaterów, papierowość bohaterki. Coś mi tam zalatuje Remarkiem z jego Trzech towarzyszy. Jest w tym jakieś gówniarstwo. A mówiąc spokojniej - autorowi nie wolno robić bohaterom przyjemności dlatego, bo im sprzyja. Romans w końcu mógł się skończyć jak w powieści, ale warunkiem koniecznym byłaby osobowość tej ukochanej narratora, a w istocie jest ona pustym miejscem. Co prawda sam problem betryzacji uważam nadal za sensowny, ale jego realizację zbytnio uprościłem. Ten świat jest zbyt płaski, jednowymiarowy. Mój obojnaczy stosunek do tej książki najlepiej widać po tym, że jednak pozwalałem ją tłumaczyć."
.
Krótka recenzja specjanie dla Bordo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz