czwartek, 17 grudnia 2009

Zzzz ... ima

Zima, zima, zima... . A już myślałam, wróć, miałam nadzieję, że jednak o nas zapomni. Że nie spadnie biały puch, że nie trzeba będzie wyciągać puchowej kurtki. W tym roku jakoś wyjątkowo jestem anty. Dlaczego ... ? Nie wiem.

A poza tym zauważyłam, że wpadam w przesadę jeśli chodzi o wielokropki. Pełno ich ostatnio w moich tekstach, w moich myślach.
Niedopowiedzenia,
zastanowienia,
poszukiwania.

Dzisiaj Dzień bez Przeklinania- yeah, forget it.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Zaległa opowieść o koncercie...

I znowu było cudownie!
Wczoraj wieczorem (06.12.2009) po trzech beznadziejnie beznadziejnych polskich suportach (choć to naprawdę zbyt wiele powiedziane) i znacznie lepszym Markonee (oficjalnym suportem Wingera na tej trasie koncertowej) na scenie warszawskiej Progresji wystąpił Kip Winger.
.
Hmmm, wystąpił? Raczej dał czadu! Chyba nikt z tej (niestety) niewielkiej publiczności nie był zawiedziony. Tym bardziej, że to pierwszy koncert Wingera w Polsce, na który niektórzy fani (K. :) czekali latami. Było energetycznie, pozytywnie. Po prostu - półtorej godziny genialnej, odjazdowej muzyki. Amerykański rock na najwyższym poziomie. Winger zagrał swoje największe przeboje, a także kilka utworów ze swojej ostatniej, naprawdę niezwykłej płyty.
.
A gdy koncertowe emocje już zaczęły opadać, Kip wyszedł podpisywać płyty i można było sobie z nim zrobić zdjęcie, i nawet mu zaśpiewać, co ni mniej ni więcej uczyniłam ja, we własnej osobie.
.
Zainteresowanych twórczością Wingera zapraszam na jego stronę Myspace i Official Winger Channel na YouTube.

niedziela, 6 grudnia 2009

Julie & Julia


Lubię ciepłe, piękne filmy o tym, że w życiu się udaje, że życie to nie zombieland, że każdy może się odnaleźć, choć się zagubił i że to jest naprawdę możliwe. "Julie & Julia" ze świetną Meryl Streep i Amy Adams takim właśnie filmem jest. Rozbawił mnie i "rozpłakał" pozostawiając z ciepłymi myślami w środku grudniowej nocy. Polecam! Świetne kino.

sobota, 5 grudnia 2009

Łąki Łan

Wczorajszy koncert zespołu "Łąki łan" to ponad godzina pozytywnych wibracji i świetnego muzykowania, a wszystko to okraszone odjazdowym wyglądem zespołu. Rzadko się bowiem zdarza oglądać dorosłych mężczyzn poprzebieranych za owady :). Zainteresowanych zapraszam na stronę zespołu na MySpace.
.
A tymczasem ...
... jesień w pełni, jesień gnębi
... zewsząd wyskakują mikołaje (i świetnie bo przynajmniej nie jest tak szaroburo)
... kolejny "karp" świąteczny w trójce
... piwa z przyjaciółmi w Odeon Jazz Club
... pierwszy i ostatni raz żołądkowa z mlekiem
... praca, praca, praca, przyjemność, praca

wtorek, 1 grudnia 2009

niedziela, 29 listopada 2009

Ot tak!

Niektórzy lubią poezję


Niektórzy-

czyli nie wszyscy.

Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość.

Nie licząc szkół, gdzie się musi,

i samych poetów,

będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

.

Lubią-

ale lubi się także rosół z makaronem,

lubi się komplementy i kolor niebieski,

lubi się stary szalik,

lubi się stawiać na swoim,

lubi sie głaskać psa.

.

Poezje-

tylko co to takiego poezja.

Niejedna chwiejna odpowiedź

na to pytanie już padła.

A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego

jak zbawiennej poręczy.


Wisława Szymborska



Tak dziś poetycko, bo jakoś melancholijnie rozciąga się ta niedziela. A ja zanurzona w domowej ciszy, odpoczywając po wesołym weekendzie, zaczytuję się Miłoszem. Ileż zawsze we mnie było niechęci do tej miłoszowskiej poezji. A to wszystko przez szkołę, "gdzie się musi", przez te lekcje polskiego, schematyczne i nudne do bólu, wyzute zupełnie z indywidualizmu, szablonowe i pozbawione ducha. To także ówczesny brak dojrzałości do zrozumienia słów i metafor i sensów ukrytych. Choć przecież teraz też nie pojmuję, też gubię ślady, ale już więcej tej poezji we mnie niż wcześniej. I pewnie za lat kilka na nowo się odczyta to, co teraz umknęło.

Takie sobie wieczne poszukiwania sensów ... .

środa, 25 listopada 2009

No Richie jest the best!

Wczoraj pochmurną polską jesień rozwiał poryw kalifornijskiej oceanicznej bryzy, a wszystko to w chwili gdy Richie Kotzen wkroczył na scenę warszawskiej Progresji i i dotknął strun swojej gitary. Promując swoją nową płytę Richie pierwszy raz zawitał w Polsce i sądząc po tym, jak niezwykle optymistycznie został przyjęty przez swoich fanów, na pewno zechce tu jeszcze wrócić.

I świetnie. Bo warto posłuchać i zobaczyć genialnego muzyka w akcji. Richie i jego gitara to zupełna jedność, a świetny wokal dopełnia tylko całości. Gdy popłynęły pierwsze dźwięki, wiedziałam już, że tego koncertu nie da się już zapomnieć. Bo Richie, jak powiedział mój kolega P., to "stage animal" i ze świecą kogoś takiego szukać na polskiej scence muzycznej. Perfekcyjny w każdym calu, a jednocześnie niezwykle ekspresyjny i spontaniczny- mieszanka wybuchowa talentu i seksu. Więcej dodawać nie trzeba. Bo w Richiem można się zakochać ... uwierzcie. Wrażliwy z niego chłopak, o czym świadczą teksty i muzyka, a jednocześnie diable spojrzenie .... Sam przecież śpiewa : "I'm doing what the devil says to do" :). Czegóż chcieć więcej- po prostu kwintesencja rockendrollowca.

A po koncercie i czterech bisach Richie (lekko zmęczony :) wyszedł by podpisywać płyty.
I udało się zagadać i zrobić zdjęcie. No pięknie było ... .


poniedziałek, 23 listopada 2009

Kayah :(

Ach cierpię, bo wszyscy byli, a ja nie; bo wszyscy słyszeli, a ja nie! Ominął mnie koncert Kayah, bo żem się w tym czasie służbowo zabawiała w Krakowie. Ale przynajmniej przyjemnie było, bo wyjazd służbowo- towarzyski udał się przednio. Może kilka słów o tym napiszę w czasie późniejszym, bo jakoś weny na wieczór dzisiejszy brak.

Bo w zasadzie oprócz tego, że wyrażam ogromny ból z powodu niebytności na wyżej wymienionej artystycznej gratce, to chciałam o czymś zupełnie innym. Tak mi wpadło do głowy, by napisać o intrygującej mnie od dawna sprawie, być może błahej i śmiesznej jak się z początku wyda, ale w gruncie rzeczy dość ważnej biorąc pod uwagę dzisiejszy nasz żywot w świecie całkowicie globalnym i medialnym. Ten wstęp więc rozpocznie moje rozważania o opisach, jakie moi znajomi, i nie tylko, umieszczają na swoich profilach gadu-gadu. Bo chyba zgodzicie się ze mną, że teraz niemalże każdy posiada GG, i używając go w mniejszym, bądź większym stopniu wpisuje się w ten globalny wir informacyjny.

Obsługa komunikatora jest prosta jak budowa cepa. Zakładasz konto, logujesz się i piszesz - jak masz do kogo oczywiście. Choć jeśli nie, to w zasadzie wcale Cię to nie ogranicza, bo w katalogu publicznym są tysiące osób i tylko od Ciebie zależy na ile umiejętnie zagaisz rozmowę, by ktoś się zainteresował tym, co masz mu do napisania. To troszkę podobne do blogowania, choć blogi są chyba bardziej dla ekstrawertyków pragnących poklasku dla swojej bardziej lub mniej ciekawej codzienności :). Na GG również możesz się otworzyć dla bliżej nieznanego Ci osobnika. Niektórzy szukają przyjaciół, partnera do niezobowiązującej pogawędki, anonimowego powiernika sercowych problemów, ale częściej kontaktują się w ten sposób ze znajomymi, w różnym celach - od towarzyskich poczynając, na erotycznych kończąc.

A ja mam taką manię, że ilekroć włączę GG, z którego dość często korzystam także służbowo, od razu czytam opisy, które wyświetlają się pod profilami znajomych. Tych kilka słów, czasem jakiś link do strony internetowej, czasem wyrywek myślowy, kawałek wiersza lub piosenki, albo po prostu rzucony w internetową przestrzeń skowyt bolącej rzeczywistości są niezwykle intrygującą kwestią socjologiczną, filozoficzną też nieraz. Śpieszę dodać, że brak takiego opisu nie świadczy bynajmniej o ubogiej czy przeciętnej duszy właściciela, a jedynie o mniejszej niż moja potrzebie ekstrawertyzmu, albo dnia tego całkowitej niechęci do wywnętrzania się po prostu. Taki opis przecież, chcąc nie chcąc, daje wgląd w nasze myśli i przeżycia, poglądy, radości czy smutki, zainteresowania. Czasem może powiedzieć więcej, niż sobie twórca opisu życzy. A czasem, wręcz przeciwnie, potrafi zmylić trop całkowicie. W każdym bądź razie, jakby nawet patrzeć na to z przymrużeniem oka, jest to zdecydowanie jakaś forma kreacji. Mniej lub bardziej wyszukana, ale zawsze. Co prowadzi mnie do dość optymistycznej konkluzji, że więcej wśród nas artystów niż nam się wydaje.

środa, 18 listopada 2009

Madame Tutli Putli

Czy lubicie animacje? Czy lubicie DOBRE animacje? Jeśli tak to zachęcam do obejrzenia świetnej Madame Tutli Putli. Ta 17-sto minutowa produkcja jest po prostu zachwycająca. Namawiam gorąco.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Leszek M.

Co może rozproszyć ponurek (ponury ranek)? Zakochanie albo dobra muzyka. Dziś z rana w aucie pożyczony od W. Leszek Możdżer wdarł się w szarość ulic i mokrość powietrza torpedą cudownych dźwięków.
Urzekająco, przepięknie, wzruszająco!