wtorek, 10 listopada 2009

Behind the scenes

No muszę to wrzucić, bo mnie rozbawiło do łez :)

niedziela, 8 listopada 2009

Tarnina

Wróciłam do niedoczytanych "Zeszytów literackich" z Wiosny 2009, a tam piękna korespondencja Józefa Czapskiego ze Zbigniewem Herbertem i nawiązanie do jego wiersza "Tarnina".
.
Wbrew najgorszym przewidywaniom wrózbitów pogody
-szeroki klin polarnego powietrza wbity pod nasadę w powietrze-
wbrew instynktowi zycia świętej strategii przetrwania
-inne rośliny z namysłem zbieraja siłę do skoku
i na czarnych liniach frontu gromadzą paki przed atakiem-
zanim Prospero podniesie rękę
tarnina rozpoczyna solowy koncert
w zimnej pustej sali
.
ten przydrozny krzew łamie
zmowe ostroznych
i jest
jak piękni młodzi ochotnicy
którzy giną w pierwszym dniu wojny w nowiutkich mundurach
podeszwy butów ledwo zapisane piaskiem
jak gwiazdy poezji przedwcześnie zgasłe
jak wycieczka szkolna zabrana przez lawinę
jak ci co pośród ciemności widzą jasno
jak powstańcy którzy wbrew zegarom historii
wbrew najgorszym przewidywaniom
mimo wszystko zaczynają
.
o szaleństwo białych niewinnych kwiatów
zamieć oślepiająca
grzbiet fali
aubada z krótkim uporczywym ostinato
aureola bez głowy
.
tak tarnino
parę taktów
w pustej sali
a potem potargane nuty
lezą wśród kałuz i rudych chwastów
by nikt nie wspomniał
.
ktoś jednak musi mieć odwagę
ktos musi zacząć
.
tak tarnino
kilka czystych taktów
to bardzo duzo
to wszystko

środa, 4 listopada 2009

Koncert!!!

Cieszę się niesamowicie, bo wczoraj nabyłam bilety na koncert Richiego Kotzena w warszawskiej Progresji. Richie Kotzen jeszcze dwa tygodnie temu był dla mnie zupełnie nieznany. Dowiedzieliśmy się o jego istnieniu od mojego kolegi, który jest zafascynowany wirtuozerską grą Kotzena- genialnego gitarzysty. Co się okazało, Richie to również znakomity wokalista. Po przesłuchaniu kilku numerów nie mogłam mu się oprzeć i zdecydowaliśmy się wybrać na pierwszy w Polsce koncert Kotzena. Myślę, że będzie to fajne wydarzenie. Poniżej singiel z ostatniej płytki "Peace Sign". Jak dla mnie BOMBA pozytywnej energii i świetnego amerykańskiego rocka.


wtorek, 3 listopada 2009

Pisać? Nie pisać?

Pisać? Nie pisać? Jak pisać to o czym? Nie kleją mi się zdania. Zazdroszczę sobie inspiracji gdy zerknę na wcześniejsze miesiące i lata działalności na tym blogu. Pozapisywane kalendarze, mnóstwo myśli i pomysłów. Dlaczego więc teraz dopadła mnie taka jałowość intelektualna? Co niezapisane ginie w niepamięci- stąd zawsze stosy pamiętników i karteczek z tekstami piosenek i wersami, które nagle wpadły do głowy. Może to dlatego, że wiele mam teraz myśli zakazanych, niemoralnych może nawet? Może to ta jesień (choć przecież niemoc twórcza zaczęła się już wcześniej)? Może zmęczenie materiału ciągłą pracą, graniami, wyjazdami? Pragnę harmonii, chociaż wiem, że przy obecnym stanie ducha jest ona całkowicie niemożliwa. Nawet nie próbuję jej znaleźć. Przynajmniej w tym jednym jestem realistką. Do następnego ...

poniedziałek, 2 listopada 2009

Weekendowe swawole

Pierwszy od miesięcy wolny weekend:
- spędzone z synem więcej niż 2 godziny na zabawach, rozrabianiu, turlaniu się, śpiewaniu, skakaniu, czytaniu książeczek, przytulaniu,
- mieszkanie częściowo odgruzowane ze stosów niepoprasowanych ubrań,
- kupiona Wyborcza z "Wysokimi Obcasami" - co prawda jeszcze nie przeczytana, ale to już znak, że nadeszły "wolniejsze" czasy,

środa, 21 października 2009

October verses

Obudziłam się po 5 w egipskie ciemności, a teraz poranna mgielna niewidzialność zaokienna odbiera energię do życia. Zaczął się najgorszy okres roku- ponury, deszczowy, zimny, nieprzyjemny. Szukam odtrutki na te jesienne żałości, choć to w zasadzie naiwność. Nie pomoże nic innego jak tylko ogromna dawka słońca, którego nie ma i długo już nie będzie. Chyba nigdy nie uodpornię się na jesień- mój system psycho- immunologiczny zawsze będzie walczyć z tym ponurym wybrykiem natury.
.
Drunk in my mind
Physically sober
That is my way
to survive October

Soon to come winter
Freezes my cheer
Leaves cover my bed
Need You to warm me Dear

I deeply hope
Like nature blooms
That in the spring
I'll also do

piątek, 16 października 2009

Jesienne melancholie

Dawno mnie tu nie było, bo jakoś jesiennie i nienastrojowo, a w głowie chaos i myśli się kołaczą. Chciałoby się letniego słoneczka i ciepła, a tymczasem zakładam fioletowe kozaki (taka tegoroczna odtrutka na jesienne szarości) i zimowy płaszcz i próbuję w tej słocie odnaleźć choć na moment harmonię ciała i umysłu. Ale jest trudno, bo wydarzenia i emocje się intensyfikują, gonią, spiętrzają. W takich chwilach uciekam myślami nad mazurskie wakacyjne jezioro, błogie zielone krajobrazy, kojący widok tafli wody i godziny spędzone na dryfującym materacu z butelką/ami Warki Strong. Tak, to wspomnienie zawsze budzi we mnie błogą tęsknotę za spokojem i radością.
.
A wczoraj wieczorem obejrzałam fascynujący film "Cząstki elementarne" na podstawie książki Michel'a Houellebecq'a o tym samym tytule. Ta powieść była od dawna już na mojej liście książek do przeczytania, ale z braku czasu nigdy nie została tknięta. A szkoda, bo po adaptacji filmowej wiem, że książka na pewno jest dobra. Zresztą wywołała ogromne poruszenie wśród krytyków i czytelników, bo porusza tematy ważne i jak najbardziej współczesne- zagubiony człowiek XXI wieku, poszukujący istoty życia i miłości. Świetna rola Moritza Bleibtreu, za którą zresztą dostał Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Film poruszający, wzruszający, prawdziwy. Świetne kino.


poniedziałek, 14 września 2009

Polucjantom stanowcze "Nie" ;)

Słuchanie "Polucjantów" w samochodzie to jest fatalny pomysł! Drę się niesamowicie, rozpraszam się okropnie, bo to muzyka, który wkręca się w człowieka.


.

Przełykam dzień po dniu
Wciąż smakują nie do końca
Nawet wódka nie dość słodka
Tak jest jakbym żył na pół
Dotykam ale tak
Jakbym czucia miał połowę
Serce na pół bije chłodem
Wśród ludzi wciąż jestem sam

Niepełny jest każdy dzień i samotny w mojej skórze
Pomiędzy być albo nie choć nadzieja mówi że
Następny dzień będzie ten kiedy się znajdziemy
Jak dwie połowy układanki


Tak po prostu tylko razem mamy sens
Jak dwie połowy jednej bajki
Która w końcu musi dobrze skończyć się
Jak dwie połowy układanki
Tak po prostu musi się ułożyć nam
Jak dwie połowy jednej bajki
Która w końcu zawsze dobry finał ma

Zbudzony tylko wpół
Drugą częścią śnię o Tobie
Taki nie do końca tu i nie do końca ja
Czekam gdzieś w połowie
Między nami gryzę dni cienie chwile
Mój Świat wciąż ma ten smak

Niepełny jest każdy dzień i samotny w mojej skórze
Pomiędzy być albo nie choć nadzieja mówi że
Następny dzień będzie ten kiedy się znajdziemy
Jak dwie połowy układanki
Tak po prostu tylko razem mamy sens
Jak dwie połowy jednej bajki
Która w końcu musi dobrze skończyć się
Jak dwie połowy układanki
Tak po prostu musi się ułożyć nam
Jak dwie połowy jednej bajki
Która w końcu zawsze dobry finał ma

środa, 9 września 2009

BMW - Bardzo Mój Wóz

Gdyby ktoś zapytał mnie, czy jestem fanką motoryzacji, odpowiedziałabym, że umiarkowaną. Nie wywieszam plakatów z autami nad łóżkiem, nie mam w komputerze tapety z ulubioną marką wozu, jeżdżę co prawda Mitsubishi Lancerem, ale nie jakąś wypasioną wersją za trzy miliony złotych. Ale odkąd na ulicach naszego miasta zaczęły się pojawiać nowe modele BMW to ja Was przepraszam bardzo, ale nie mogę od nich oderwać wzroku. Wypucowane metaliki lśnią w słońcu, smukła linia kusi- nic tylko podziwiać i napawać się tym pięknym widokiem.





wtorek, 1 września 2009

Wojennie i urodzinowo

Pieśń o żołnierzach z Westerplatte

Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westarplatte.

(A lato było piękne tego roku).

I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolały rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.

(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)

W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.

I śpiew słyszano taki: -- By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.

Konstanty Ildefons Gałczyński
1939 r.
.
A dokładnie rok temu kuliłam się na łóżku w ramionach mego męża, coraz częściej czując bolesne skurcze, które zapowiadały, że pewnie już na świat pcha się nasz Maluszek. Oj przydawały się wówczas lekcje ze szkoły rodzenia. Ekscytacja mieszała się ze strachem, oczekiwanie z niepokojem. Adrenalina burzyła się we krwi. Ogarnął mnie jakiś dziwny stan gotowości na wszystko co ma mnie spotkać, choć tak naprawdę nie miałam zielonego pojęcia co się może zdarzyć. Pech chciał, że tego właśnie dnia dyżurował szpital, w którym nie można było rodzić wspólnie, ale nawet fakt, że mego męża odesłano spod drzwi szpitala nie zachwiał mną zupełnie. Tak jakbym miała przed sobą misję, cel do osiągnięcia i nic nie było impossible.
.
Teraz po czasie, kiedy wspominam sobie te smutne szpitalne korytarze, salę porodową sprzed 50 lat i komunistyczne, pozapadane łóżka, z których zejście było połogową ekwilibrystyką, dopiero dochodzi do mnie, jak cudowną rzeczą jest instynkt, szalejące hormony, kobiece ciało i psychika, która nastawia się i skupia wszystkie siły na jedym celu, ignorując wszystko co mogłoby rozproszyć uwagę. Miałam wrażenie, że cała energia kosmosu skupia się właśnie na mnie. Ogarnęło mnie poczucie, że wszystko musi skończyć się dobrze, bo za moment wydarzy się mały cud, który zmieni moje życie. Miałam szczęście, że trafiłam na fajne położne, które pomogły Dominiczkowi przyjść zdrowo na świat. A kiedy już się pojawił i przytuliłam Go do siebie wiedziałam, że to właśnie na Niego czekałam całe swoje życie.
Wszystkiego pięknego Żabko!