Niechybnie idzie jesień. Deszcz pada, wiatr wieje i chce się cokolwiek napisać na blogu. Stwierdziłam, że poprzedni szablon bloga jednak zupełnie mi nie odpowiadał, więc zrobiłam się na bordowo-fioletowo-czy-tam-jakoś i może natchnie mnie to do częstszego zaglądania w te rejony. Zwłaszcza, że jakiś natręt ciągle klika mi "nudę", a tego znieść nie mogę.
Zastanawiam się czy zdołam poukładać się w głowie, czy wraz z powolnością stonowanej jesieni wróci mi harmonia, czy wręcz przeciwnie (jak to zresztą zwykle bywa) wszystko się pogłębi, wdrąży, okrąży, zaciśnie, pognębi. Nie wiem. Pewnie wiele zależy ode mnie samej, od mojego nastawienia, od pozytywnych rzeczy, które będę uskuteczniać, by poziom melancholii nie zatopił poziomu optymizmu. No więc nie ma bata- muszę kupić sobie czerwone oficerki. Tak jak w zeszłym roku fioletowe kozaki. Pomogły ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz