sobota, 28 sierpnia 2010

Pochmurno

Pochmurne śniadanie, światło ledwo przenika do pokoju. Śniadanie w półmroku- zupełne zaprzeczenie idei porannego posiłku. Rano człowiek powinien budzić się do życia, a nie nurzać w szarzyźnie, która zachęca tylko do tego, żeby wejść pod koc i znowu zasnąć. I te poranki juz na mnie czekają, juz straszą, już przygnębiają ...

"Inception" wczoraj w kinie. Leo, ciekawa fabuła, świetnie zrealizowane kino, mnóstwo pepsi i przeżarcie popcornem- czyli wszystko czego oczekuję od wyjścia do kina.

piątek, 27 sierpnia 2010

Poziomy i piony

Niechybnie idzie jesień. Deszcz pada, wiatr wieje i chce się cokolwiek napisać na blogu. Stwierdziłam, że poprzedni szablon bloga jednak zupełnie mi nie odpowiadał, więc zrobiłam się na bordowo-fioletowo-czy-tam-jakoś i może natchnie mnie to do częstszego zaglądania w te rejony. Zwłaszcza, że jakiś natręt ciągle klika mi "nudę", a tego znieść nie mogę.

Zastanawiam się czy zdołam poukładać się w głowie, czy wraz z powolnością stonowanej jesieni wróci mi harmonia, czy wręcz przeciwnie (jak to zresztą zwykle bywa) wszystko się pogłębi, wdrąży, okrąży, zaciśnie, pognębi. Nie wiem. Pewnie wiele zależy ode mnie samej, od mojego nastawienia, od pozytywnych rzeczy, które będę uskuteczniać, by poziom melancholii nie zatopił poziomu optymizmu. No więc nie ma bata- muszę kupić sobie czerwone oficerki. Tak jak w zeszłym roku fioletowe kozaki. Pomogły ;)

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Bie....ga......nie.............

Hmmm, bieganie. Ile było mówienia o tym, myślenia, planowania. Aż w końcu nadszedł ten poranek, w którym decyzja została podjęta. Pierwszy cel osiągnięty. Choć pewnie gdyby nie propozycja W., aby zrobić to razem, plan nie został by nawet napoczęty. Z szafy wyciągnięty został zakurzony strój aerobikowy , nietykany od niemalże trzech lat, zupełnie jak przejrzała stara panna. Hmmm, przyznać trzeba, że wówczas leżał troszkę lepiej niż dziś. Ale nie czepiajmy się szczegółów. Wszak po to zabiera się za aktywność fizyczną, by dążyć do ideałów- tak przynajmniej jak na razie jest w moim przypadku. Ale zaskakująco, po tej całej bieganinie, jeszcze żyję; mało tego, jest 22:22, a ja jeszcze mam siłę i ochotę by cokolwiek pisać. Cel drugi więc zaliczony- mam więcej energii i chęci do życia. Na jak długo- to się okaże. A przede wszystkim- jak długo uda mi się wytrwać? Mam bowiem ostatnio problem ze słomianym zapałem, i dzięki wielkie, że daleko jesteśmy od rosyjskich pożarów, bo w innym przypadku spłonęłabym już dawno ze wstydu i suchoty. Kończąc ten nieskładny post życzę sobie wytrwałości .... czegokolwiek miałaby ona dotyczyć.

P.S. I mam cichą nadzieję, że W. w końcu przestanie zaklikiwać mnie nudą.

P.S. 2 I jeszcze jedno- jestem realistką- wiem, że jutro będę zdychać z tej radości.