wtorek, 29 stycznia 2008
czwartek, 24 stycznia 2008
Zaintrygowana fragmentem powieści "Pogarda" zamieszczonym na blogu "Czytane nocą..." postanowiłam sięgnąć po tę książkę, tym bardziej, że odnalazłam ją w podarowanym mi przez koleżankę zbiorze e-booków. Płytka dvd zawierająca 10 tys. najróżniejszych pozycji, posegregowanych alfabetycznie wg nazwisk autorów, jest prawdziwą gratką dla każdego czytelnika. Nie zawiodłam się szukając wśród tysięcy tytułów także prozy Alberta Moravii, skąd inąd do tej pory całkowicie dla mnie nieznanego. Oczywiście można uznać to za przejaw literackiej ignorancji, ale ja wolę na to spojrzeć jako na szczęśliwe odkrycie terra incognita.
Jak zwykle, zanim zabrałam się do czytania,zapoznałam się z biografią autora. Ot, takie małe zboczenie, ale kontekst życia autora wydaje mi się zawsze niezbędny do zrozumienia jego twórczości. Alberto Moravia okazał się być jednym z najbardziej cenionych włoskich pisarzy XX wieku. Co więcej, na podstawie jego książek nakręcono kilka filmów, z których jeden miałam okazję obejrzeć całkiem zresztą niedawno. Notabene zekranizowano także powieść "Pogarda", nie omieszkam więc obejrzeć, tym bardziej, że film wyreżyserował Jean- Luc Godard.
"Pogardę" pochłonęłam w jeden wieczór, choć ekran laptopa za nic nie zdołał imitować ani faktury, ani szelestu papierowych kartek, a więc tej części magicznej i wręcz rytualnej, nieodzownej zdawać by się mogło. Nie mniej jednak to był miły wieczór, bo Moravia, choć pisał o kończącej się miłości i rozterkach artystycznych młodego pisarza, poprowadził monolog bohatera w niezwykle wciągający sposób. Obrazy zdawały się przesuwać przed moimi oczami, a w głowie słyszałam myśli powieściowego nieszczęśnika- pourywane, rozgorączkowane,
zmieniające tory, popadające w skrajności i wątpliwości.
Polski wydawca książki- wydawnictwo "Czytelnik"- zakwalifikowało powieść do kategorii prozy "psychologiczno- obyczajowej" i chyba należałoby się z tym zgodzić, bo przecież każda chwila teraźniejszości posiada aspekt psychologiczny, nawet jeśli przejawia się biernym wlepianiem oczu w telewizor. Wszak podświadomość, choć zagłuszana cudzymi dialogami, wciąż się burzy, kotłuje, próbując przebić się przez opary marazmu w jakie czasem popada świadomość. W każdym bądź razie polecam "Pogardę", bo choć smutna, jest chyba bardziej życiowa niż każda pierwsza z brzegu telewizyjna papka.