Ach cierpię, bo wszyscy byli, a ja nie; bo wszyscy słyszeli, a ja nie! Ominął mnie koncert Kayah, bo żem się w tym czasie służbowo zabawiała w Krakowie. Ale przynajmniej przyjemnie było, bo wyjazd służbowo- towarzyski udał się przednio. Może kilka słów o tym napiszę w czasie późniejszym, bo jakoś weny na wieczór dzisiejszy brak.
Bo w zasadzie oprócz tego, że wyrażam ogromny ból z powodu niebytności na wyżej wymienionej artystycznej gratce, to chciałam o czymś zupełnie innym. Tak mi wpadło do głowy, by napisać o intrygującej mnie od dawna sprawie, być może błahej i śmiesznej jak się z początku wyda, ale w gruncie rzeczy dość ważnej biorąc pod uwagę dzisiejszy nasz żywot w świecie całkowicie globalnym i medialnym. Ten wstęp więc rozpocznie moje rozważania o opisach, jakie moi znajomi, i nie tylko, umieszczają na swoich profilach gadu-gadu. Bo chyba zgodzicie się ze mną, że teraz niemalże każdy posiada GG, i używając go w mniejszym, bądź większym stopniu wpisuje się w ten globalny wir informacyjny.
Obsługa komunikatora jest prosta jak budowa cepa. Zakładasz konto, logujesz się i piszesz - jak masz do kogo oczywiście. Choć jeśli nie, to w zasadzie wcale Cię to nie ogranicza, bo w katalogu publicznym są tysiące osób i tylko od Ciebie zależy na ile umiejętnie zagaisz rozmowę, by ktoś się zainteresował tym, co masz mu do napisania. To troszkę podobne do blogowania, choć blogi są chyba bardziej dla ekstrawertyków pragnących poklasku dla swojej bardziej lub mniej ciekawej codzienności :). Na GG również możesz się otworzyć dla bliżej nieznanego Ci osobnika. Niektórzy szukają przyjaciół, partnera do niezobowiązującej pogawędki, anonimowego powiernika sercowych problemów, ale częściej kontaktują się w ten sposób ze znajomymi, w różnym celach - od towarzyskich poczynając, na erotycznych kończąc.
A ja mam taką manię, że ilekroć włączę GG, z którego dość często korzystam także służbowo, od razu czytam opisy, które wyświetlają się pod profilami znajomych. Tych kilka słów, czasem jakiś link do strony internetowej, czasem wyrywek myślowy, kawałek wiersza lub piosenki, albo po prostu rzucony w internetową przestrzeń skowyt bolącej rzeczywistości są niezwykle intrygującą kwestią socjologiczną, filozoficzną też nieraz. Śpieszę dodać, że brak takiego opisu nie świadczy bynajmniej o ubogiej czy przeciętnej duszy właściciela, a jedynie o mniejszej niż moja potrzebie ekstrawertyzmu, albo dnia tego całkowitej niechęci do wywnętrzania się po prostu. Taki opis przecież, chcąc nie chcąc, daje wgląd w nasze myśli i przeżycia, poglądy, radości czy smutki, zainteresowania. Czasem może powiedzieć więcej, niż sobie twórca opisu życzy. A czasem, wręcz przeciwnie, potrafi zmylić trop całkowicie. W każdym bądź razie, jakby nawet patrzeć na to z przymrużeniem oka, jest to zdecydowanie jakaś forma kreacji. Mniej lub bardziej wyszukana, ale zawsze. Co prowadzi mnie do dość optymistycznej konkluzji, że więcej wśród nas artystów niż nam się wydaje.